czwartek, 8 maja 2014

10-powrót

Hmmm... rozdział nie za bardzo mi leży zresztą jak wszystko ostatnio :/
Przepraszam za błędy ( WSZYSTKIE DOSŁOWNIE WSZYSTKIE)
rozdział dedykowany osobie która jest ze mną od początku tej historii i już od trochę dłuższego czasu :D ~Darii. :) na poprawę humorku

Wypoczynek. Spokój. Chwila odskoku od tego wszystkiego. Spokojny powolny wdech. Czujesz to? czujesz jak zimne powietrze wypełnia twoje płuca, a świeży tlen rozchodzi się po twoich tętnicach przechodząc do wszystkich komórek? Zamknij oczy. Może gdzieś pod powiekami ujrzysz światło... Właśnie... Gdzie ono jest? Widzisz je zaledwie ukryte pomiędzy bladymi zagięciami prześcieradła, albo pomiędzy jasnymi plamami latarni, które świecą pod oknem szybując po suficie... Nie otwieraj oczu znajdź je... Ono musi gdzieś tutaj być! Znalazłeś? Jeśli tak, dlaczego nie czuję jego ciepła? Dlaczego mrok otula mnie jak dusząca kołdra? Nie poddawaj się. Nie teraz. W głębi duszy wiesz, że mrok nie istnieje. Mrok jest złudzeniem. Iluzją! Prawda jest ciągle tu, przed tobą. Odwagi... Spróbuj jeszcze raz! Nie otwieraj oczu, znajdź ją! Już? Wyciągnij ręce, pochwycą moje. Potem otwórz oczy, rozpromienią moje oczy radością...

Musi stąd wyjść... Szybko. Potrzebuje świeżego powietrza, tlenu! Kruche ciało czuje jak powoli traci równowagę, obraz blondynki siedzącej przed nimi i dziękującej za wykonaną misję zaczynają pochłaniać ciemne, czarne jak smoła plamy. Czuje jak zaczyna drżeć, jak powieki zamykają się pomimo jej sprzeciwu.
-Dobrze, możecie iść.-Zakończyła jasnowłosa posyłając Sakurze podziękowanie w spojrzeniu.
Chciała się uśmiechnąć, jednak brak jakiejkolwiek energii pozbawił jej tej chęci. Odwróciła się na pięcie. Pragnęła tylko wyjść jak najszybciej z tego gabinetu. Długie, kościste palce złapały część framugi i chciały pomóc wyjść za próg. Była pewna, że zejście po schodach będzie męczarnią, a co dopiero powrót do domu na własnych nogach. Podróż... tyle czasu biegła bez dłuższego przystanku, nawet nie miała czasu aby wziąśc tabletki, a i one co zauważyła powoli przestawały spełniać swoją rolę. Nie dawno wystarczyła jej jedna aby załagodzić ból i podnieść się na nogi, kiedy przyjechał Gaara brała po trzy, a ostatnio zauważyła, że i garść by nie wystarczyła. Przechodząc przez drzwi gabinetu Tsunade do korytarza przyłożyła jedna z dłoni do rozpalonego czoła. Była zalana zimnym potem i zarówno czuła jak jego grube krople spływają jej po skroniach. Pozwoliła wyminąć siebie przez wszystkich przystając bardziej z boku wejścia. Wdech. Nie dojdzie... i znowu ten przeklęty ból.... Jakby ktoś palił ją rozczerwienionym żelazem od środka, a zarazem zesłał na najbardziej zlodowaciałe miejsce na świecie. Odchrząknięcie za plecami zmusiło ją do skinienia w bok.
-Sakura... zostaniesz jeszcze momencik?-ciemne tęczówki Hokage przebijały różowowłosa na wylot.
Zielone tęczówki zacisnęły zamykające się powieki, aby ukryć wzrok rozpaczy, bólu i prośby o ciepłe, łóżko z kubkiem zielonej herbaty u boku. Chciałaby teraz leżeć w tej miękkiej pościeli zatapiając się w lekturze zapominając o chorobie i współlokatorze a zamiast tego...? Zamiast tego stoi tutaj ledwo będąc świadoma tego co się wokół niej dzieje.
-Siadaj-silna dłoń blondynki wskazała jedno krzesło stojące przed biurkiem. Sakura od razu podeszła do niego pozwalając, aby nogi wypoczęły.-Jak się czujesz?
-Dobrze.- Powiedziała siląc się na uśmiech. Hokage już wiedziała, wyczytała to z jej zachowania.
-Jest co raz gorzej prawda?-głos był spokojny i łagodny, a zrazem przecinał ją na wskroś jak ostre narzędzie tortur. Odpowiedziała jej jednoznaczna cisza.-Nie powinnam ciebie tam wysyłać.
Załamała ręce, opierając łokcie na blat i przytrzymując czoło. cichymi słowami które jak przez mgłę docierały do uszu kobiety siedzącej naprzeciw niej mówiły o tym jak blondynka obwinia siebie za to wszystko.
-To nie twoja wina...
-Niemów tak... spójrz na siebie.-podniosła wzrok-Jesteś słaba, chora, a ja ciebie tak narażałam i...
-I... cieszę się z tego.-stanowczy ton rozproszył aurę przytłoczenia panującą do okola.-Cieszę...
Cisza. Długa nie przerwana jakimkolwiek szeptem. Po prostu cisza.
-Sakura... co się dzieje?- w końcu koniec przyjemnej głuchoty, stłumiony głos dobiegł do świadomości różowowłosej.-naprawdę...
Sakura wyjrzała przez okno. Zachodzące powoli promienie słońca otuliły jej twarz zabawnymi barwami, jednak ta nadal była lodowata.
-Nie wiem... nie potrafię przebiec zwykłego dystansu, cała się trzęsę, ból rozpiera mnie od środka, zawsze mi zimno, plamy przed oczyma, duchota, samotność, swego rodzaju cierpienie.-Spojrzała na nią.-Leki przestają działać, a ja czuję się bezbronna. Nie mogę spojrzeć na siebie, na swoje odbicie w szkle, w szybie czy lustrze. Widzę słabego dzieciaka, który nie dożyje następnego miesiąca.-Spuściła głowę.-Wyglądam jak kij na szczotki, wszędzie widać mi kości, ie potrafię wytrzymać jednego zwykłego dna bez przemęczenia.
Cisza przerywana zaledwie spadającymi kroplami rozpryskującymi się o zimną, ciemną, gładką i twarda powierzchnię tafli podłogi.
-Sakura...-delikatna dłoń stuknęła się z lodowatą skórą, ta odskoczyła tylko gwałtownie podnosząc głowę.
-Stałam się nic nie wartą istotą. Nikim.-na policzkach było widać ślady mokrych ścieżek wytworzonych przez kapiące łzy, które z oka powędrowały przez blady policzek i kumulowały się w okolicach podbródka.

W końcu dotarła. Przyłożyła dłoń do drzwi i oprała o nie głowę. Dyszała i była wyczerpana. z każdym krokiem co raz bardziej traciła siły, co raz bardziej wierzyła że jest bliżej upadku. Zdołała przejść przez próg i pokonać korytarz.
-Gdzie byłaś?-ironiczny głos dobiegł do jej uszu. Odwróciła się w jego stronę.
-Muszę się tobie spowiadać.-podszedł do niej szybkim krokiem i chwycił za kościste ramię. Poczuła palący ból.
-Nie jestem dzisiaj w nastroju.
-Jak miło... Ja też.-mówiąc to z całą pozostałą jej siłą strąciła jego rękę swoją patrząc w oczy. Nie miała ochot na kłótnie... może nie tyle co ochoty a siły.
-To był błąd.-Chwycił je nadgarstki z siłą prawdziwego mężczyzny i zacisną na nich palce. Czuła jak krew nie dopływa do prawowitego miejsca, a spod nacisku wylewa się strużka krwi wydobywająca się z małej ranki po wbitym paznokciu. Okalała jej nadgarstek,potem zeszła do łokcia, aby stamtąd skapywać powolnie na ziemię.
-Dalej-już jej nie obchodziło zbyt wiele i tak z nim nie wygra nie dzisiaj... dzisiaj na pewno nie.-Uderz.
Słowa wypowiedziane przez tą drobną osobę rozeszły się po nim niczym miliony wbitych w niego ostrych szkieł. Nie tego chciał. Jak tego nie zrobi pomyśli że coś jest nie tak, kiedy uderzy poczuje ulgę a zarazem zawiedzie ich... wszystkich.
Podniósł zaciśnięta pięść ku grze i wykonał cios. Sakura poczuła jak traci równowagę,jak uderza ciałem o ziemię, jak czuje spokój. O to jej chodziło.... przestała czuć pierwotny ból i skupiła się na tym. Do płuc doszedł ją słodki zapach bordowej mazi, a w ustach poczuła metaliczny smak krwi. Szarpnął ja za ramię i podniósł brutalnie. Uśmiechnęła się do niego.
-Dlaczego.... do cholery!-uśmiechała się do niego niezbyt świadoma tego co się dzieje. Przyłożył jej plecy do pobliskiej ściany trzymając dłonie na barkach, spojrzał jej w oczy. Zobaczył w nich coś czego nie potrafił zrozumieć.-Dlaczego? Powiedz.
-Tak jest łatwiej.-odparła tylko. Głowa chyliła się ku upadkowi na ramię, przytrzymał ja dłonią.
W tej kobiecie było coś czego nie potrafił pojąc, coś co sprawiało że pragnął ja posiadać, a zarazem nienawidził i pragnął bolesnej dla niej śmierci. Przyłożył czoło do jej dokładnie analizując każda z zielonych tęczówek. Nosy delikatnie się stuknęły, a wargi chyliły się ku sobie. Dzielące ich milimetry zmniejszały się z każda sekundą.
-Zostaw mnie.-Jeszcze chwila a ich usta by się złączyły, jednak dziewczyna odzyskała pełnie rozsądku i odepchnęła chłopaka kierując się w stronę schodów.
W końcu ponowna cisza. Zatopiła się w mroku pokoju, gdyby nie łóżko stojące zaraz obok ponownie ciało spotkało by się z ziemią. Opadła. Leżała chwilę na lewym boku wpatrując się w ciemność, oddychając ciężko. Po chwili z trudem podniosła się do pozycji siedzącej i zrzuciła z siebie jedną z bluzek. Podeszła do lustra gdzie obok spoczywał jej plecach. Przykucnęła i wyjęła z niego pudełko. Wysypała na dłoń resztę jego zawartości i połknęła. Wstała. Chciała odejść, jednak... odbicie lustrze było straszne. Wyglądała jak siedem nieszczęść, wystające kości, wręcz biała skóra, podkrążone oczy z ciemnymi sińcami.... Szybko odeszła od zwierciadła i złapała ręcznik. Bezgłośnie przeszła do łazienki.
Jedno z jej ulubionych pomieszczeń, ściągnęła z siebie podkoszulek, spodnie i całą resztę, wkroczyła pod prysznic. Ciężkie krople odbijały się od jej nagiego ciała tworząc małe strużki spływające po kostkach, aż do odpływu. Nie ustoi dużej. Zjechała oparta plecami o ścianę na sama ziemię i podkuliła kolana. Zimna woda przypominała jej deszcz, zatopiła się w wspomnieniach. Tak bardzo by chciała, aby Naruto już powrócił. Tak chciała, aby objął ja ramieniem tak by mogła poczuć, że ktoś jest blisko.
Po długich chwilach zakręciła kran i wyszła. z szafki pod lustrem wyjęła nową, świeżą piżamę i przebrała się. Mokre włosy tworzyły wodne, ciemne plamki na ubraniach ale tym się nie przejęła. Znalazła nowe opakowanie dwukolorowych tabletek i wysypała sobie sześc pigułek połykając je d razu. Pudełko wzięła z sobą do pokoju.
-Musze jutro pójść kupić kolejny zapas.-powiedziała sama do siebie wchodząc w egipskie ciemności i rzuciła pudełko na łóżko od razu się kładąc. Przymknęła oczy, czuła jak uchodzi z niej całe napięcie, cały stres, pozostaje tylko ból. Po chwili oddała się w objęcia błogiego jak na razie snu.

-To ona?-cichy męski głos rozległ się za oknem. Przepełniony ekscytacją i pokładem wielkiej energii chcącej się uwolnić.
-Na pewno. To jej potrzebujemy.-drugi był prawie niemy, ledwo co słyszalny dla tych co mogliby stać zaledwie pół metra od osoby, z której się wydobywał. Wysunął rękę z czarnego rękawa dotykając powierzchni sypialnianego okna za którym spała różowowłosa kobieta. W blasku księżyca można było dostrzec błysk pierścienia umieszczonego na palcu. Nagle ocknęła się jak z transu, cofnął gwałtownie dłoń.-Nie dzisiaj.
-Dlaczego? jest sama.
-Nie jest i nie chciałbym spotkać na razie kogo innego-stwierdził i dodał po chwili-Ruszamy.
Zakapturzona postać zeskoczyła z dachu i skakała z gałęzi na kolejną. Druga zaś zaklęła rzucając jeszcze jedno nienawistne spojrzenie i ruszyła za kompanem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz